“Gambler fallacy” czyli błąd
hazardzisty to jedno z tzw. uprzedzeń poznawczych zidentyfikowanych przez Amosa
Tverskiego i Daniela Kahnemana w trakcie ich prekursorskich badań w latach
70-tych. Nie wnikając bliżej w istotę tego błędu, najogólniej można powiedzieć,
że ludzki umysł nie radzi sobie z prawidłowym oszacowywaniem prawdopodobieństwa
wystąpienia zdarzeń przypadkowych. Dopatrujemy się wzorców i prawidłowości tam gdzie
rachunek matematyczny wskazuje że ich nie ma, a nie dostrzegamy korelacji
pomiędzy zdarzeniami faktycznie powiązanymi. Efekt ten jest rozpatrywany
głównie przez ekonomistów behawioralnych, którzy badają jego wpływ na
nieracjonalne decyzje inwestycyjne.[1]
Od lat 70-tych efekt ten był wielokrotnie opisywany i badany eksperymentalnie w
bardzo różnych okolicznościach i kontekstach. Ogólna konstatacja pozostawała
jednak niezmienna. Zwrócił on także uwagę psychologów badających zachowania
uczestników procesu na sali sądowej (głównie sędziów). Zainteresowali się oni głównie
tzw. dowodami statystycznymi. Ich występowanie w polskim procesie cywilnym czy
karnym nie jest tak powszechne jak w procesie anglosaskim, co nie oznacza, że
są one nieobecne. Chodzi generalnie o takie powiązanie stwierdzonych faktów,
które prowadzi do konkluzji, iż zdarzenie, co do którego zaistnienia
wnioskujemy nie jest pewne, ale w określony sposób prawdopodobne. Stwierdzenie
owego prawdopodobieństwa wymaga zatem pewnego wysiłku umysłowego, zastosowania,
czasami bardzo prostego wnioskowania statystycznego, nie wykraczającego poza
umiejętności średnio inteligentnego ucznia szkoły średniej. Pomimo, iż wysiłek
ten nie jest szczególnie wymagający, szereg badań wskazuje, iż nie jest on
podejmowany, albo pomimo jego podejmowania siła oddziaływania takich „dowodów”
jest znacznie mniejsza niż dowodów tradycyjnych jak np. zeznania świadka.[2]
Innymi słowy, jeśli mamy przekonać wysoki sąd, że prawdopodobieństwo aby dwie
osoby jadące w tym samym czasie pociągiem relacji Tarnów – Kraków, nosiły na
ręce zegarek marki IWC Schaffhausen[3],
jest na tyle znikome (do wyliczenie jako określona relacja zbioru osób które w
ostatnim okresie zakupiły zegarek IWC Schaffhausen do zbioru potencjalnych
podróżnych), iż można założyć, że była to jedna i ta sama osoba, to lepiej zamiast
precyzyjnych wyliczeń powołać nawet mało wiarygodnego świadka, któremu będzie „się
wydawało” że to była ta sama osoba. Jeśli zaś już koniecznie musimy posłużyć
się wyliczeniami matematycznymi, to lepiej konkluzję tych wyliczeń włożyć w
usta powołanego w sprawie biegłego. Badania pokazały bowiem, że dopiero
wyliczenia dające wynik prawdopodobieństwa zdarzenia bliski 1 (99,95%),
traktowane są na równi z zeznaniem świadka.
W naszej praktyce sądowej przyszło nam się kilkukrotnie zmierzyć z ową
awersją do wyliczeń matematycznego prawdopodobieństwa. Dość często bowiem
zdarza się, że przedmiotem sporu pomiędzy stronami jest określona, rynkowa
wartość spornego dobra. Jedną zaś z metodą wyceny, którą czasami posługują się
rzeczoznawcy jest tzw. analiza statystyczna rynku. Wymaga ona zebrania
odpowiednich danych o dotychczas stwierdzonych transakcjach i na ich podstawie
ustalenia jakie czynniki (zmienne) i w jaki stopniu wpływają na wartość
wycenianego dobra. Wyniki tej analizy bywają kontr-intuicyjne. Wyobraźmy sobie np.
że przedmiotem wyceny jest mieszkanie. Zestaw zebranych transakcji pokazuje
średnią arytmetyczną cenę za m2 w wys. 4700 zł, chociaż poszczególne
transakcje różnią się od siebie znacznie (od 2200 – 8000 zł m2). Nasz błądzący umysł podpowiada nam zatem, że
wartość wycenianej nieruchomości powinna oscylować wokół ceny średniej, a w
każdym razie nie powinna przekraczać ceny maksymalnej i minimalnej. Tymczasem, prawidłowo
przeprowadzona analiza statystyczna pokazuje silną korelację pomiędzy ceną, a
lokalizacją nieruchomości (czym bliżej centrum tym drożej). Zmienna ta wykazuje
też znaczną wagę. Żadna przy tym z nieruchomości analizowanych nie znajduje się
w ścisłym centrum, podczas gdy nieruchomość wyceniana tak. Prawidłowo
przeprowadzona analiza prowadzi do wartości znacznie powyżej stwierdzonego maksimum
– 18.000 zł. Najwyraźniej jednak
biegłemu sądowemu taka wartość wydaje się na tyle niewiarygodna, że chyba
nieświadomie manipuluje wyceną, popełniając przy tym kilka kardynalnych błędów
we wnioskowaniu statystycznym. Dla specjalisty są one łatwe do wyłapania. Aby
je jednak zrozumieć wymagany jest ów trudny do przedsięwzięcia wysiłek umysłowy
i oderwanie się od „błędu hazardzisty”, który nie powala nam zaakceptować wartości
kontr-intuicyjnych. W jednym z takich przypadków nie pomogły ani kontr-opinia
specjalisty ani multimedialne prezentacje mające na celu wyjaśnienie istoty
błędu.
[1] Dla posługujących się językiem niemieckim polecam tekst z faz.net „Die Tragik von Monte Carlo” w serii „Denkfehler die uns Geld kosten”
[2] por. dla przykładu: G.L. Wells, Naked
Statistical Evidence of Liability: Is Subjective Probability Enough?,
Journal of Personality and Social Psychology 1992, nr 62
[3] Ze względu na jego cenę nabywców takich zegarków w całej Polsce liczy się w setki
raczej niż w tysiące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz