sobota, 27 października 2012

"Gambler fallacy" czyli dlaczego sądom nie chce się liczyć?

Gambler fallacy” czyli błąd hazardzisty to jedno z tzw. uprzedzeń poznawczych zidentyfikowanych przez Amosa Tverskiego i Daniela Kahnemana w trakcie ich prekursorskich badań w latach 70-tych. Nie wnikając bliżej w istotę tego błędu, najogólniej można powiedzieć, że ludzki umysł nie radzi sobie z prawidłowym oszacowywaniem prawdopodobieństwa wystąpienia zdarzeń przypadkowych. Dopatrujemy się wzorców i prawidłowości tam gdzie rachunek matematyczny wskazuje że ich nie ma, a nie dostrzegamy korelacji pomiędzy zdarzeniami faktycznie powiązanymi. Efekt ten jest rozpatrywany głównie przez ekonomistów behawioralnych, którzy badają jego wpływ na nieracjonalne decyzje inwestycyjne.[1] Od lat 70-tych efekt ten był wielokrotnie opisywany i badany eksperymentalnie w bardzo różnych okolicznościach i kontekstach. Ogólna konstatacja pozostawała jednak niezmienna. Zwrócił on także uwagę psychologów badających zachowania uczestników procesu na sali sądowej (głównie sędziów). Zainteresowali się oni głównie tzw. dowodami statystycznymi. Ich występowanie w polskim procesie cywilnym czy karnym nie jest tak powszechne jak w procesie anglosaskim, co nie oznacza, że są one nieobecne. Chodzi generalnie o takie powiązanie stwierdzonych faktów, które prowadzi do konkluzji, iż zdarzenie, co do którego zaistnienia wnioskujemy nie jest pewne, ale w określony sposób prawdopodobne. Stwierdzenie owego prawdopodobieństwa wymaga zatem pewnego wysiłku umysłowego, zastosowania, czasami bardzo prostego wnioskowania statystycznego, nie wykraczającego poza umiejętności średnio inteligentnego ucznia szkoły średniej. Pomimo, iż wysiłek ten nie jest szczególnie wymagający, szereg badań wskazuje, iż nie jest on podejmowany, albo pomimo jego podejmowania siła oddziaływania takich „dowodów” jest znacznie mniejsza niż dowodów tradycyjnych jak np. zeznania świadka.[2] Innymi słowy, jeśli mamy przekonać wysoki sąd, że prawdopodobieństwo aby dwie osoby jadące w tym samym czasie pociągiem relacji Tarnów – Kraków, nosiły na ręce zegarek marki IWC Schaffhausen[3], jest na tyle znikome (do wyliczenie jako określona relacja zbioru osób które w ostatnim okresie zakupiły zegarek IWC Schaffhausen do zbioru potencjalnych podróżnych), iż można założyć, że była to jedna i ta sama osoba, to lepiej zamiast precyzyjnych wyliczeń powołać nawet mało wiarygodnego świadka, któremu będzie „się wydawało” że to była ta sama osoba. Jeśli zaś już koniecznie musimy posłużyć się wyliczeniami matematycznymi, to lepiej konkluzję tych wyliczeń włożyć w usta powołanego w sprawie biegłego. Badania pokazały bowiem, że dopiero wyliczenia dające wynik prawdopodobieństwa zdarzenia bliski 1 (99,95%), traktowane są na równi z zeznaniem świadka.
W naszej praktyce sądowej przyszło nam się kilkukrotnie zmierzyć z ową awersją do wyliczeń matematycznego prawdopodobieństwa. Dość często bowiem zdarza się, że przedmiotem sporu pomiędzy stronami jest określona, rynkowa wartość spornego dobra. Jedną zaś z metodą wyceny, którą czasami posługują się rzeczoznawcy jest tzw. analiza statystyczna rynku. Wymaga ona zebrania odpowiednich danych o dotychczas stwierdzonych transakcjach i na ich podstawie ustalenia jakie czynniki (zmienne) i w jaki stopniu wpływają na wartość wycenianego dobra. Wyniki tej analizy bywają kontr-intuicyjne. Wyobraźmy sobie np. że przedmiotem wyceny jest mieszkanie. Zestaw zebranych transakcji pokazuje średnią arytmetyczną cenę za m2 w wys. 4700 zł, chociaż poszczególne transakcje różnią się od siebie znacznie (od 2200 – 8000 zł m2).  Nasz błądzący umysł podpowiada nam zatem, że wartość wycenianej nieruchomości powinna oscylować wokół ceny średniej, a w każdym razie nie powinna przekraczać ceny maksymalnej i minimalnej. Tymczasem, prawidłowo przeprowadzona analiza statystyczna pokazuje silną korelację pomiędzy ceną, a lokalizacją nieruchomości (czym bliżej centrum tym drożej). Zmienna ta wykazuje też znaczną wagę. Żadna przy tym z nieruchomości analizowanych nie znajduje się w ścisłym centrum, podczas gdy nieruchomość wyceniana tak. Prawidłowo przeprowadzona analiza prowadzi do wartości znacznie powyżej stwierdzonego maksimum – 18.000 zł.  Najwyraźniej jednak biegłemu sądowemu taka wartość wydaje się na tyle niewiarygodna, że chyba nieświadomie manipuluje wyceną, popełniając przy tym kilka kardynalnych błędów we wnioskowaniu statystycznym. Dla specjalisty są one łatwe do wyłapania. Aby je jednak zrozumieć wymagany jest ów trudny do przedsięwzięcia wysiłek umysłowy i oderwanie się od „błędu hazardzisty”, który nie powala nam zaakceptować wartości kontr-intuicyjnych. W jednym z takich przypadków nie pomogły ani kontr-opinia specjalisty ani multimedialne prezentacje mające na celu wyjaśnienie istoty błędu.   


[1] Dla posługujących się językiem niemieckim polecam tekst z faz.net „Die Tragik von Monte Carlo” w serii „Denkfehler die uns Geld kosten
[2] por. dla przykładu: G.L. Wells, Naked Statistical Evidence of Liability: Is Subjective Probability Enough?, Journal of Personality and Social Psychology 1992, nr 62
[3] Ze względu na jego cenę nabywców takich zegarków w całej Polsce liczy się w setki raczej niż w tysiące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz