czwartek, 25 października 2012

Strategia sądowa czyli jak wygrywać (3)

Pierwsza ekspozycja na sprawę



To zwykle klient jest pierwszym, który referuje nam przedmiot sprawy. Tej pierwszej ekspozycji na sprawę w interpretacji naszego klienta raczej nie jesteśmy w stanie uniknąć. Stary adwokat zwykł był jednak mawiać: „Nikt nas tak nie okłamie jak własny klient”. I ta prawda wielokrotnie się potwierdza. Klient jednak nie kłamie. Dokonuje bardzo twórczej interpretacji faktów, i trzeba się przed tym strzec. Podstawowy problem z ekspozycją na sprawę polega na tym, że otrzymany przekaz jest już na wstępie obarczony nie tylko ową twórczą interpretacją, ale także całym zestawem przed-sądów związanych z kontaktem z drugim człowiekiem.  Jego mimika, gestykulacja, sposób formułowania zdań, ubranie, wygląd – wszystko to bardzo silnie wpływa na wypracowanie naszego osądu. Co gorsza – nie do końca wiemy jak wpływa. Wszelkie schematy na interpretowanie mowy ciała nie przechodzą prostych eksperymentów, poprawnie metodologicznie przeprowadzonych. Wiele wskazuje na to, że w istocie jako ludzie mamy jakąś szczególną zdolność wychwytywania kłamliwych twierdzeń. Zdolność ta poprawia się w grupach zawodowych które w szczególny sposób zobowiązane są do oceny prawdomówności rozmówców (policja, prokuratura, sądy). Z klientami (i świadkami także) bywa jednak tak, że oni nie kłamią, tylko „konfabulują” będąc przy tym przekonani że mówią prawdę. Taka postawa znakomicie utrudnia ocenę przedstawianych faktów.
W psychologii pracy mówi się o „złudzeniu rozmowy kwalifikacyjnej”. Wydaje nam się bowiem, że najlepszym sposobem oceny przyszłego pracownika jest przeprowadzenie z nim rozmowy kwalifikacyjnej. Nic bardziej mylnego. Psychologowie pracy wiedzą, że taka rozmowa przyniesie nam co najwyżej ogólne wrażenie, silnie niezależne od faktycznych kompetencji pracownika. Stąd podstawowy sposób rekrutacji winien opierać się raczej na świadectwach pisemnych.
Przekładając tą zależność na grunt procesowy, idealnie jest, jeśli w miejsce owej pierwszej rozmowy, klient prześle nam materiał pisemny (umowy, korespondencje, pozew, akt oskarżenia itp.) lub, jeśli sprawa jest już w sądzie, udzieli upoważnienia do zapoznania się z aktami.
Przy tej pierwszej ekspozycji ważnym jest aby skupić się na ustaleniu zdarzeń i dat, z jak najmniejszym bagażem interpretacyjnym (na temat wywiadu informacyjnego w pedagogice i psychologii jest sporo literatury – najczęściej jednak nieznanej prawnikom). Pomocnym jest przygotowanie trzech zestawień: lista zdarzeń opisywanych, lista dokumentów lub innych materiałów pisemnych potwierdzających zdarzenia, oraz zestawienie zdarzeń na linii czasu. Już tylko takie trzy zestawienia często pozwalają wyłapać pierwsze niespójności w relacji klienta.

Strategia sądowa czyli jak wygrywać (2)

Uwag wstępnych ciąg dalszy



Nawet najbardziej wyszukana strategia procesowa nie daje gwarancji wygranej! Proces sądowy nie jest prostą aplikacją obowiązujących reguł prawnych. Z punktu widzenie pewnej filozofii prawa, która leży u podstaw rozważań w tym cyklu, coś takiego jak proste przełożenie reguł prawnych na salę sądową po prostu nie istnieje. Proces sądowy jest zespołem złożonych relacji między ludzkich. Reguły prawne stanowią tu li tylko zestaw instrukcji pomocnych w tworzeniu strategii postępowania i pewnych przewidywań dot. zachowania poszczególnych uczestników dramatu. Reguły te są tylko nieco bardziej pomocne niż np. reguły obyczajowe wskazujące że wchodzący na salę rozpraw zwykle mówi „dzień dobry” do wszystkich obecnych. Znajomość tych reguł jest warunkiem koniecznym, ale mocno nie wystarczającym do osiągnięcia założonego rezultatu.
Istnieje pewna, statystycznie uchwytna zależność pomiędzy zachowaniem uczestników procesu a jego rezultatem. W licznych badaniach nad skutecznością reprezentacji prawnej, prowadzonych głównie w Stanach Zjednoczonych, (których zbiorcze wyniki są silnie niejednoznaczne), wskazano, że tam, gdzie zauważano silną korelację pozytywnego wyniku procesu z udziałem profesjonalnego pełnomocnika, prawdopodobnym wydaje się, że za tą korelacją stoi bardziej zaangażowanie samego podsądnego niż aktywność pełnomocnika. Możemy tylko spekulować jak dokładnie działa ten mechanizm. Aktywność ta bowiem może wyrażać się zarówno w samym zaangażowaniu pełnomocnika, dostarczeniem mu bieżących informacji i dowodów, jak też jego permanentną kontrolą. Tak czy siak: Bez aktywności klienta, szanse na wygranie procesu istotnie spadają! I wbrew potocznym wyobrażeniom sprawy nie załatwi duża premia za sukces.
Biada niewinnym! Jeśli jesteśmy zmuszeni bronić się w procesie, bądź jako oskarżeni, bądź pozwani, to niech nas nie zwiedzie niczym niezmącone przekonanie o naszej racji. Najczęściej prowadzi ono bowiem do postawy pasywnej, oczekującej że wszyscy dookoła są  apriori racją tą zaszczepieni i tym samym z pewnością odporni na argumenty drugiej strony, jakiekolwiek by one nie były. To oczywiście złudzenie. Obrona, choćby najbardziej oczywistej niewinności wymaga równego, jeśli nawet nie większego zaangażowania niż atak.
Nad sprawą pracuje zespół. Stare powiedzenie, że „co dwie głowy to nie jedna” nabiera tu szczególnego znaczenia. Nie chodzi przy tym o to, że zbiorowo jesteśmy mądrzejsi ale raczej o to, że w grupie jest większa szansa na uniknięcia prostych błędów percepcji. A dodatkowo, głośne formułowanie przemyśleń, znakomicie poprawia ich jakość. Szanse na dobre działanie zespołu spadają, gdy jeden z jego członków jest silnie dominujący lub gdy ujawniają się postawy rywalizacyjne.

Strategia sądowa czyli jak wygrywać (1)



Kilka uwag wstępnych

Większość postępowań sądowych jest prymitywnie prostych.  Z punktu widzenia osoby co nieco obytej w procedurach nie wymagają one żadnej specjalnej strategii procesowej. Nieco wiedzy i przede wszystkim pilnowania terminów. Choć trudno w to uwierzyć, najczęstszym błędem adwokackim nie jest błędna wykładnia prawa czy źle skonstruowane roszczenie sądowe, ale przegapienie terminu na zgłoszenie dowodu, wniosku czy środka odwoławczego. Pełnomocnik profesjonalny bez sprawnie funkcjonującego sekretariatu jest na wstępie podejrzany. 
Powyższa konstatacja ma celu uniknięciu tzw. „efektu CSI”. Ten popularny serial pozwolił przeciętnemu obywatelowi zapoznać się z najbardziej wyszukanymi technikami śledczymi.  Wiedza ta przełożyła się na wnioski składane w faktycznie prowadzonych postępowaniach. W praktyce jednak większość tych technik nie ma zastosowania. Są zbyt drogie i mogą być z powodzeniem zastąpione heurystykami prowadzącymi do zbliżonych efektów w prostszych sprawach. To samo odnosi się do strategii procesowej. Ta która będzie przedmiotem dalszych rozważań odnosi się do najbardziej złożonych spraw, dysponujących niemal nieograniczonym budżetem.

Prawo nie wystarczy ...

Z przykrością odnotowuję, że niektórzy z kolegów prawników, zamiast zajmować się rzetelną działalnością, która prowadzi do namacalnych (pozytywnych albo i nie) rezultatów - zajmują się produkowaniem własnych wynagrodzeń.
Klient mój otrzymał był sygnowany przez kwalifikowanego prawnika pozew o uznanie postanowień wzorca umownego za niedozwolone - przyjął go z dość dużym zdziwieniem, bo ani prawnika ani człowieka wcześniej z pewnością niczym nie uraził osobiście, nie był to jego Klient, z niczym się do niego nie zwracał, a tu - pyk i pozew. Tak od razu z grubej rury.
I o co pozew - o uznanie, że właściwość sądu (dla siedziby sprzedawcy) narusza prawa konsumenta, tego potencjalnego. Powstaje pytanie jaki jest cel w wytaczaniu takiego pozwu? W przepisach stoi że troska o wszystkich konsumentów :) i tutaj przecież organizacje konsumenckie prężnie działają. Wystarczyłoby z perspektywy tego potencjalnego konsumenta zawiadomić organizację i ona by wszystko za niego załatwiła, a on prawnika wynajmuje? Przecież wiadomo że prawnik nie pracuje za darmo. A ten pracuje przecież, bo pozew napisał i wysłał. Przecież z tego pozwu Klient ani pieniędzy nie będzie miał ani też szczególnej satysfakcji. Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze.
Tyle, że tego ani pozwu nie trzeba opłacać, ani się go nie da wycofać, ani uznanie nie skutkuje zakończeniem procesu bezkosztowo dla pozwanego.
Prawnik, żeby zarobić 360zł (co najmniej) kosztów zastępstwa procesowego za każdy pozew (wg szablonu) powinien znaleźć konsumenta, który mu udzieli pełnomocnictwa i więcej nie trzeba.

Jak widać w niektórych przypadkach samo prawo wystarczy do tego, żeby uruchomić maszynkę do zarabiania pieniędzy. Nic tylko się uczyć!

czwartek, 21 czerwca 2012

Chęci nie wystarczą ...

W codziennym życiu prawnika trudno jest uniknąć sytuacji, w których wydaje się, że wykonywanie tego zawodu jest całkowicie pozbawione sensu. Poczucie braku wpływu na tok sprawy pomimo, że racjonalne argumenty wydają się przemawiać za takim a nie innym rozstrzygnięciem, powoduje u mnie irytację. Zastanawiam się co w takim razie - poza racjonalnymi argumentami, poczuciem sprawiedliwości czy wreszcie - obowiązującymi przepisami :) decyduje o wyniku sprawy. Blog ten powstał właśnie z tej potrzeby, zwrócenia uwagi na sytuacje absurdalne i pozbawione racjonalności czy też zwykłego zrozumienia rozstrzygnięcia, które kształtują losy ludzi, a często są podejmowane bez należytego namysłu, pod wpływem impulsu lub z przyczyn całkowicie pozaprawnych - no właśnie jakich?