Ustalić cel klienta
W jednej z najlepszych (moim zdaniem) książek Williama Whartona, „Tato”,
główny bohater udaje się do adwokata aby poskarżyć się na nieprawidłowa opiekę
nad jego ojcem sprawowaną przez szpital. Adwokat spokojnie wysłuchuje całej
relacji po czym zadaje podstawowe pytanie, o to co tak właściwie klient
chciałby osiągnąć. Spotkanie relacjonuje klient i to z jego relacji dowiadujemy
się, jak bardzo był zaskoczony taką postawą. Z punktu widzenie pewnej
podstawowej racjonalności, klient udający się do prawnika winien wiedzieć czego
chce. Tak jednak często nie jest. Albo nie wie, i właściwie chce się tylko
poskarżyć oczekując jakieś formy zinstytucjonalizowanej empatii, albo też (co
częściej) jego oczekiwania są mocno niesprecyzowane i na wstępie chciałby się
dowiedzieć czego może chcieć.
Proces sądowy może być i często jest narzędziem do realizacji jakiś
poza-procesowych celów biznesowych lub indywidualnych. Cele te mogą być
różnorakie. Najczęściej będzie chodziło o uzyskanie jakiegoś pieniężnego
przysporzenia lub zadośćuczynienia. Ale może też służyć demonstracji siły,
odstraszeniu adwersarza, powstrzymaniu go od określonych działań, lub
sprowokowanie innych. Może być też sposobem na zbudowanie lepszej pozycji
negocjacyjnej. Cele winny być ustalone
lub zdefiniowane w relacjach z klientem i, o ile to możliwe zhierarchizowane. Tylko w takim przypadku
będziemy mogli dobrać właściwe instrumenty procesowe do realizacji tych celów.
Spośród różnych celów przedstawianych przez klientów, w mojej nieco
odosobnionej opinii, proces sądowy nie powinien mieć zastosowania w dwóch
przypadkach:
1) Proces sądowy może być niezłym
sposobem na biznes, ale głównie, jeśli nie wyłącznie dla prawników, którzy mogą
na nim zarabiać niezależnie od wyniku! Próba uczynienia z niego źródła dochodów dla klienta / klientów jest bardzo
ryzykowna i nie wskazana. Co najmniej z dwóch powodów: Po pierwsze środowisko
dla tego biznesu, mieszanka regulacji prawnych i złożonych relacji
międzyludzkich w zinstytucjonalizowanej postaci, daje złudzenie przewidywalności.
W rzeczywistości jest równie, a nawet bardziej nieprzewidywalny niż relacje
biznesowe czy rodzinne. Biznes zaś wymaga pewnych predykcji. Warren Buffet
kierował się zasadą nieinwestowania w przedsięwzięcia których nie rozumie. Ta
zasada winna mieć zastosowanie w procesie sądowym. Po drugie, w długotrwałym
procesie pewne ukrywane intencje stron nader często bywają obnażane. Sędziowie zaś wyjątkowo nie lubią podsądnych,
którzy usiłują z dochodzenia roszczeń uczynić sobie źródło zarobkowania. Bardzo
kłóci się to bowiem z przyswojoną przez nich filozofią prawa. Podejście zatem w
stylu: „Naruszono moje prawa, to ile mogę na tym zarobić?” w większości
przypadków zakończy się dotkliwą stratą.
2) Proces sądowy zasadniczo nie
powinien być narzędziem osiągania tzw. „satysfakcji moralnej”. Mówiąc
trywialnie – w sądzie nie szukamy sprawiedliwości. Wiele badań i eksperymentów z obszaru tzw. neuronauk
wskazuje na to, że w naszym umyśle faktycznie funkcjonuje pewien „moduł
sprawiedliwości”, który silnie determinuje nasze działania, prowadząc w efekcie
do nieracjonalnych decyzji. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że jesteśmy
często skłonni rezygnować z własnych, partykularnych korzyści byle tylko ukarać
domniemanego oszusta, złodzieja czy też innego złoczyńcę. Na żadnych klientach
tak wspaniale się nie zarabia.